wtorek, 22 kwietnia 2008

Jak zawrócić ze złej drogi?

Podczas gdy czołowi, europejscy politycy w pocie czoła zabiegają o pokonanie kolejnych schodów prowadzących do ścisłej integracji europejskiej, w niektórych państwach Starego Kontynentu, podnoszą się poważne głosy zaniepokojenia - nie tyle przyszłością Unii Europejskiej, co przede wszystkim katastrofalną kondycją ich własnych, narodowych społeczeństw.

Według oficjalnych statystyk szacuje się, że dezintegracja społeczna kosztuje budżet rocznie ponad 100 mld funtów. Ponad 100 tys. obywateli pobiera renty i zasiłki chorobowe z powodu uzależnienia od alkoholu i narkotyków. (…)W pewnych obszarach życia publicznego słychać głośne echa lat 70. – choćby w przypadku nadciągającego strajku nauczycieli(…). Ale w innych kwestiach – np. rozpadu rodziny, ciąż nastolatek oraz 2,64 mln ludzi na długotrwałych zasiłkach chorobowych – Brytania stoi w obliczu względnie nowych problemów, rzekomo niedających się rozwiązać. Zwłaszcza że wiele uprawnień parlamentu z czasów Thatcher zostało od tego czasu przekazanych Europie. – tak sytuację Wiekiej Brytanii opisuje Andrew Roberts, publicysta „The Spectator” oraz „Daily Telegraph”. (Cały tekst: http://tiny.pl/nx34)

Przedstawiona analiza prowadzi do oczywistej konkluzji, że zniszczony patologiami naród i osłabione utratą kompetencji państwo stają całkowicie bezradne wobec problemów gospodarczych i społecznych.

Winę za taki stan rzeczy ponosi w dużej mierze podporządkowanie polityki krajowej regulacjom unijnym, w których charakterystyczne jest to, że ponad potrzebę rozwiązywania konkretnych problemów przedkładają rewolucyjne i szkodliwe poglądy ideologiczne, polityczną poprawność i rozwinięty do granic absurdu regulacjonizm w gospodarce. Jedyną drogą wyjścia z tej trudnej sytuacji jest jak najszybsze zawrócenie ze złej drogi i dwrócenie złych trendów - usamodzielnienie społeczeństw narodowych, rozbudzenie nadziei, umocnienie świadomości narodowej i wyzwolenie energii, która przełoży się na zdynamizowanie gospodarki. Tego nie dokona jednak zdegenerowane i zniechęcone, pozbawione tożsamości społeczeństwo.

Pierwszym celem nowego przywódcy narodu musi być walka z tym właśnie poczuciem bezsiły, z wrażeniem, że znaleźliśmy się w uścisku tego, co T. S. Eliot nazywał „ogromną bezosobową siłą”, nad którą Brytyjczycy nie mają władania. Referendum w sprawie traktatu lizbońskiego byłoby pięknym pierwszym krokiem na drodze do odzyskania poczucia samokontroli nad losami Brytanii.
Jasne pokazanie, że jej wartości nie tylko się różnią, ale są namacalnie lepsze od socjalizmu, było kluczowym pierwszym ruchem thatcherowskiej rewolucji. Nowe wcielenie Thatcher musi dowieść tego samego w stosunku do politycznej poprawności.
Dotychczas zbyt często w reakcji na konflikty kulturowe kuliliśmy się na zapas w przepraszającym geście. Trzeba to zastąpić pewnością wyrosłą z poczucia kulturowej dumy.
– pisze dalej Roberts. I trudno się nim nie zgodzić…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tylko, że w Wielkiej Brytanii, to na łamach poważnych mediów można poważną dyskusję toczyć, czy chociaż wypowiedzieć takie stanowisko. U nas media mamy jakie mamy, to nie ma się co dziwić, że choć idziemy drogą Brytyjczyków i Hiszpanów do rozkładu społeczeństwa, to nikt się z takimi obawami do mediów nie przebije.

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście. Wszyscy idą w złym kierunku, czasem nawet zdają sobie sprawę z tego ale idą dalej w tym samym kierunku bo nie stać ich na najmniejszy wysiłek.
Ostatni rozmawiałem o wprowadzeniu euro z kolegą z pracy. Powiedział coś takiego. Złotówka teraz jest mocna i to się nam opłaca. Wprowadzenie euro nas osłabi ale musimy je wprowadzić bo... i nie wiadomo dlaczego.